Znajści
Ałharytmičny łacinski varyjant
09.10.2014 / 15:031RusŁacBieł

Patryk Madyjano. Viła Žurba. Uryvak z ramana.

Pakoi ŭ «pałacach» u pieršyja dni robiać uražańnie, ale nieŭzabavie ich ścieny i panuraja mebla naviavajuć takuju samuju markotu, što j zvyčajnyja načuliščy. Biezhustoŭny luksus, saładžavy pach u kalidorach. Ja nia viedaju dakładna, čym tak pachnie, ale ja dumaju, što heta pach niespakoju, nieŭładkavanaści, vyhnańnia i štučnaści. Pach, jaki nikoli mianie nie pakidaje. Vestybiuli hatelaŭ, dzie moj baćka pryznačaŭ mnie spatkańni, ź ich vitrynami, lustrami i marmuram byli mnie ŭsiaho čakalnymi zalami. Čaho ja tam čakaŭ, na samaj spravie? Pach pašpartoŭ asobaŭ biez hramadzianstva.

Ale my nie zaŭsiody načavali ŭ hateli. Dva-try razy na tydzień Mejnt prasiŭ nas pieranačavać u jaho. U tyja nočy jon kudyści vybyvaŭ i prasiŭ mianie prymać telefony, zapisvać, chto zvaniŭ i čaho chacieŭ. Jon mianie adrazu papiaredziŭ, što mohuć pazvanić u lubuju paru nočy, ale nie adkryŭ, kim buduć jahonyja tajamničyja razmoŭcy.

Jon žyŭ u domie, jaki zastaŭsia jamu pa baćkoch, u žyłym kvartale niedaloka ad bulvaru Karabasel. Tudy možna dajści alejaj Albini, pieršy pavarot naleva za prefekturaj. Cichi kvartał, vulicy pad sklapieńniem listoty razhalistych drevaŭ paabapał. Viły miascovych bahatyroŭ, roznaha pamieru i stylu, ale adpaviednyja zamožnaści ich uładalnikaŭ. Viła Mejnta stajała na skryžavańni alei Žana Šarko i vulicy Marlijo i vyhladała dosyć ścipła ŭ paraŭnańni ź inšymi. Jana była šera-siniaja, mieła hanak z boku alei Žana Šarko i erkier ad vulicy Marlijo. Dva pavierchi, druhi nakštałt mansardy. Sad z žviravanaj darožkaj. Zaniadbany žyvapłot. A na vypietranaj bramie ź biełaha dreva Mejnt (jon sam mnie pryznaŭsia) vymalavaŭ kryvy čorny nadpis: VIŁA ŽURBA.

Ahulna kažučy, vyhlad hetaj viły nie vyklikaŭ radaści. Nijak. Adnak spačatku mnie padałosia, što nazva «Žurba» joj nie pasuje. Ale paśla da mianie dajšło, što Mejnt moh mieć racyju, kali z žurčańnia hetaha słova ŭziać jahony miakčejšy, dalikatniejšy składnik. Kali čałaviek pierastupaŭ paroh hetaj viły, jaho apanoŭvała jasnaja melancholija. Jon traplaŭ u zonu spakoju j cišyni. Pavietra tam było lahčejšaje. U im chaciełasia lotać.

Mebla była, vidać, raspradadzienaja. Zastałasia tolki ciažkaja skuranaja kanapa, na valikach jakoj ja zaŭvažyŭ ślady kipciuroŭ, i źleva ad jaje zašklonaja knižnaja šafa. Kali sieści na kanapu, dyk nasuprać, piać-šeść metraŭ ad jaje, byli dźviery na hanak. Parkiet byŭ śvietły, ale niedahledžany. Fajansavaja lampa z žoŭtym abažuram, jakaja aśviatlała hety vialiki pakoj, stajała prosta na padłozie. Telefon byŭ u susiednim pakoi, uvachod u jaki byŭ z kalidoru. Tam taksama nie było mebli. Čyrvonaja zasłona na vaknie. Ścieny koleru vochry, jak i ŭ haścioŭni. La ściany pa pravy bok raskładny łožak. Na supraćlehłaj ścianie, na ŭzroŭni vačej, była pryšpilenaja mapa francuskaj Zachodniaj Afryki i vializny zdymak Dakaru z ptušynaha palotu, asadžany ŭ tonkaj ramcy. Jak byccam z reklamy turystyčnaha biuro. I pažoŭkłaja fatahrafija, peŭna, dvaccacihadovaj daŭnaści. Mejnt skazaŭ mnie, što jahony baćka niekali pracavaŭ «u kalonijach». Telefon stajaŭ u nahach łožka. Sa stoli źvisała małaja žyrandola ź lampačkami ŭ vyhladzie śviečak i šklanymi padvieskami. Ja dumaju, što Mejnt spaŭ jakraz u hetym pakoi.

My adčyniali zašklonyja dźviery na hanak i lahali na kanapu. Jaje skura vydzialała vielmi asablivy pach, jak dva fateli ŭ biuro majho baćki na vulicy Łorda Bajrana. Heta było ŭ epochu jahonych padarožžaŭ u Brazavil, u časy tajamničaj i efemernaj Afrykanskaj Supołki Pradprymalnikaŭ, jakuju jon zasnavaŭ i pra jakuju mnie amal ničoha nie viadoma. Pach kanapy, mapa Francuskaj Afryki i pavietrany zdymak Dakaru — heta była nizka źbiehaŭ akaličnaści.

U maim ujaŭleńni dom Mejnta nieparyŭna źviazany z «Afrykanskaj Supołkaj Pradprymalnikaŭ», tryma słovami, jakija lulali majo dziacinstva. Ja znoŭ apynuŭsia ŭ atmasfery biuro na vulicy Łorda Bajrana, taho pachu skury, paŭzmroku, biaskoncych naradaŭ majho baćki z elehantnymi sivavatymi nehrami… Mabyć, jakraz i tamu, kali my ź Ivonaj lažali ŭ haścioŭni, ja byŭ upeŭnieny, što čas sapraŭdy spyniŭsia?

My łunali. Našy žesty byli takija mlavyja, našy pieramiaščeńni takija pavolnyja. Prypaŭzkam. Luby rezki ruch moh parušyć čary. My razmaŭlali šeptam. Viečar pranikaŭ u pakoj praz hanak, i ja bačyŭ, jak u pavietry zastyvajuć pylinki. Kali prajaždžaŭ ravaryst, brazhańnie rovaru było čuvać niekalki chvilinaŭ. Jon taksama pieramiaščaŭsia pavolna. Łunaŭ. Usio vakoł nas łunała. My navat nie zapalvali śviatła, kali ciamnieła. Najbližejšaja lichtarnia na vulicy Žana Šarko raśsiejvała śviatło padobnaje da śniažynak. Nikoli nie pakidać hetaje viły. Nikoli nie pakidać hetaha pakoju. Lažać na kanapie abo na padłozie, na jakuju my lahali štoraz čaściej. Ja byŭ ździŭleny Ivoninaj zdolnaściu adklučacca ad rečaisnaści. U mianie hetaja zdolnaść była abumoŭlenaja stracham pierad aktyŭnaściu, niespakojem ad usiaho, što varušyłasia, prachodziła, źmianiałasia, žadańniem pierastać iści pa ruchomych piaskoch, niejak zapynicca, navat zastyć. A ŭ jaje? Ja dumaju, što jana była paprostu lanivaja. Niby niejkaja vodaraść.

Zdarałasia, my navat raściahvalisia ŭ kalidory i zastavalisia tam na ŭsiu noč. Adnojčy viečaram my zaleźli ŭ hłybiniu baracholni pad schodami na druhi pavierch i zaviaźli tam u kučy niejkich niajasnych pradmietaŭ, jak mnie padałosia, plecienych kašołak. Nie, ja nia tryźniu: my pieramiaščalisia prypaŭzkam. Vyrušali z supraćlehłych kancoŭ domu i paŭźli nasustrač adno adnamu ŭ ciemry. Treba było ruchacca jak maha cišej i pavalniej, kab zachapić druhoha źnianacku.

Adnojčy Mejnt viarnuŭsia tolki na druhi dzień nadviačorkam. My nie pakidali viły da samaha jahonaha prychodu. Lažali na parkiecie pierad paroham hanku. Sabaka spaŭ pasiaredzinie kanapy. Heta byŭ cichi i soniečny nadviačorak. Listota na drevach lohka pahojdvałasia. Zdalok danosiłasia vajskovaja muzyka. Čas ad času pa vulicy sa śvistam pralataŭ ravaryst. Ale chutka my pierastali čuć uvieś šum. Jak byccam vušy nam zakłali miakkaj vataj. Ja dumaju, što kali b nie viarnuŭsia Mejnt, my pralažali b tam niemaviedama kolki dzion i chutčej pamierli b ad hoładu i smahi, čym vyjšli b z hetaje viły. Nikoli paśla ja nie pieražyŭ takoj paŭnaty i takoj mlavaści času. Kažuć, taki stan vytvaraje opijum. Dy ja sumniajusia.

Telefon adzyvaŭsia zaŭsiody pa poŭnačy, drynkaŭ, jak kolišnija aparaty. Dalikatnaje vyzvońvańnie, sipłavataje. Ale i hetaha chapała, kab zaradzić pavietra tryvohaj i sarvać zasłonu pamiž nami i śvietam. Ivona nie chacieła, kab ja adkazvaŭ. «Nia jdzi», — šaptała. Ja poŭz kalidoram navobmacak, nie znachodziŭ dźviarej pakoju, udaraŭsia hałavoj ab ścianu. Navat pralezšy praź dźviery, ja jašče pavinien byŭ namacać aparat u hustoj ciemieni. Pierad tym, jak padniać słuchaŭku, ja pravalvaŭsia ŭ paniku. Toj hołas z telefona, — zaŭsiody toj samy, — žachaŭ mianie svaim ćviordym, krychu pryhłušanym tonam. Pryhłušanym adlehłaściu? Časam? (Byvała, hołas nahadvaŭ stary mahnitafonny zapis.) Pačynałasia zaŭsiody adnolkava:

— Alo, tut Anry Kiustykier… Vy mianie čujecie?

Ja adkazvaŭ: «Tak».

Paŭza.

— Skažecie doktaru, što my čakajem jaho zaŭtra ŭ dvaccać adnu hadzinu ŭ «Belviu» ŭ Ženevie. Zapomnili?…

Ja vyciskaŭ ź siabie «tak» jašče cišej, čym pieršy raz. Jon kłaŭ słuchaŭku. Kali jon nie naznačvaŭ spatkańnia, dyk pieradavaŭ praź mianie paviedamleńni:

— Alo, tut Anry Kiustykier… (paŭza)… Skažecie doktaru, što prybyli major Maks i Hieren. My pryjdziem da jaho zaŭtra viečaram… zaŭtra viečaram…

Mnie nie chapała śmiełaści jamu adkazvać. Jon kłaŭ trubku, nie čakajučy adkazu. Mejnt pramoŭčvaŭ kožny raz, kali my pytalisia, chto taki «Anry Kiustykier» — tamu my ŭjaŭlali sabie jaho jak strašnaha typa, jaki, jak nam dumałasia, chodzić nočču vakoł viły. My jaho ni razu nia bačyli, i tamu jon štoraz bolej davaŭsia nam u znaki. Mianie zabaŭlała strašyć im Ivonu: addaliŭšysia ad jaje, ja paŭtaraŭ u ciemry zamahilnym hołasam:

— Tut Anry Kiustykier… Tut Anry Kiustykier…

Jana pačynała viščać. Jejny strach pieradavaŭsia i mnie. Z buchkańniem sercaŭ my čakali, kali znoŭ pačujem drynkańnie telefonu. Schavaŭšysia pad raskładnym łožkam. Adnaje nočy jon pazvaniŭ, a ja nia moh padniać trubku ciaham niekalkich chvilin, usio roŭna jak u kašmarnym śnie, kali cieła nalivajecca śvincom i ty nia ŭ zmozie pavarušycca.

— Alo, tut Anry Kiustykier…

Ja nia moh vymavić ni paŭsłova.

— Alo… vy mianie čujecie?… Vy mianie čujecie?…

My zataili dychańnie.

— Tut Anry Kiustykier, vy mianie čujecie?…

Hołas hučaŭ štoraz słabiej.

— Kiustykier… Anry Kiustykier… Vy mianie čujecie?…

Chto jon byŭ? Adkul telefanavaŭ? Jašče cichi šept:

— Tykier… čujecie…

Potym ničoha. Apošniaja nitka, jakaja źviazvała nas z vonkavym śvietam, abarvałasia. My znoŭ syjšli ŭ hłybini, dzie, jak ja spadziavaŭsia, užo nichto nia moh nas patryvožyć.

Poŭnuju viersiju ramana možna pračytać tut.

Pierakłaŭ z francuzskaj Jan Maksimiuk

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj
ananimna i kanfidencyjna?

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0
Kab pakinuć kamientar, kali łaska, aktyvujcie JavaScript u naładach svajho braŭziera
Kab skarystacca kalendarom, kali łaska, aktyvujcie JavaScript u naładach svajho braŭziera
PNSRČCPTSBND
12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031